
Wspominki z Wycieczek:
Po płaskiej ziemi
Tomaszów Mazowiecki i okolice
przewidywany czas czytania: 6 minut
Wakacje w Tatrach, nad morzem lub jeziorem – brzmi standardowo. Ale wakacje w Tomaszowie Mazowieckim? Gdzie w ogóle leży to miasto? Czy można tam zobaczyć coś ciekawego lub przynajmniej miło spędzić czas? I przede wszystkim – czy w takim miejscu człowiek nie zanudzi się na śmierć?
Jak mogłam się przekonać tego lata, Tomaszów Mazowiecki i jego okolice, choć nie znajdują się na żadnej turystycznej liście must see, są miejscem, które warto zobaczyć. I do którego chce się wrócić.
Zagłębie płytek
Tomaszów Mazowiecki leży niedaleko Opoczna, a Opoczno słynie z produkcji płytek ceramicznych. W efekcie mieszkańcy całego regionu stosują płytki nie tylko do obkładania nimi ścian łazienek i kuchni. Potrzebujesz kalendarza – zamiast papierowego możesz kupić taki na płytce. Brałeś udział w jakimś wydarzeniu – poza pamiątkowym dyplomem dostaniesz także płytkę zrobioną specjalnie na tą okazję. Chcesz przyozdobić pokój reprodukcją dzieła Wojciecha Siudmaka – obrazy w antyramach lub na płótnach są passé, wybierz wersję na płytce ceramicznej!
Ceramiczny Siudmak
Miasto upadłe
Przez wiele lat Tomaszów Mazowiecki słynął z produkcji tkanin. A potem przyszła zmiana ustroju i prywatyzacja. Wielkie zakłady upadły. Tysiące ludzi straciło pracę. Starsi mieszkańcy miasta ze łzami w oczach wspominają tamte czasy:
– Produkowaliśmy najlepsze tkaniny w Polsce – mówią. – A potem ktoś specjalnie to wszystko popsuł.
Przechadzając się po mieście, łatwo zrozumieć rozgoryczenie tych ludzi. Na każdym kroku widać majestatyczne budynki z czerwonej cegły, które kiedyś musiały być dumą miasta, a dziś są pustostanami, straszącymi powybijanymi oknami. Nawet górujące nad miastem kominy kolejnej, nieczynnej fabryki, przypominają samotne kolumny zapomnianych, antycznych ruin.
Miasto odrodzone
Tomaszów Mazowiecki upadł, ale teraz podnosi się z kolan. Po przejściu ulicą pustostanów trafimy na piękny, niedawno wyremontowany rynek. Jeszcze kilka lat temu był tam nieciekawy parking autobusowy, teraz przy fontannie bawi się gromadka piszczących dzieciaków, nastolatki jeżdżą na deskorolkach, a dorośli popijają kawę lub piwo w pobliskich kawiarniach. Rynek Tomaszowa stał się tętniącym sercem miasta, miejscem spotkań mieszkańców. I świetnym przykładem tego, że ograniczenie ruchu samochodowego i przywrócenie przestrzeni publicznej pieszym może wyjść tylko na dobre.
Centrum miasta to jednak nie wszystko. W okolicy, w której mieszkałam, jest szkoła z orlikiem i świeżo wybudowanym basenem (dostępnym dla wszystkich, nie tylko uczniów) oraz nowoczesny, świetnie wyposażony dom kultury. Innymi słowy – mieszkańcy pobliskich domów i osiedli bez problemu znajdą swoim pociechom zajęcie inne, niż siedzenie przed komputerem. Sami także będą mogli miło spędzić czas poza domem.
W Tomaszowie ciągle ciężko znaleźć pracę, ale przedsiębiorcy starają się wypełnić pustkę, jaka powstała po zamkniętych fabrykach tekstyliów. W sąsiedztwie pustostanów często stoją nowe hale produkcyjne lub sklepy. Jak grzyby po deszczu wyrastają galerie handlowe. Na każdym kroku widać, że miasto się rozwija i powoli odzyskuje swoją dawną świetność.
Slow-life
Tomaszów Mazowiecki to duże miasto. Byłam zdziwiona, gdy dowiedziałam się, że jest większe od Zakopanego. Na tyle duże, że zamiast burmistrza ma prezydenta. Moje błędne założenie wynikało przede wszystkim stąd, że nie uświadczymy tutaj, typowego dla Krakowa, a nawet Zakopanego – miejskiego pośpiechu. Życie toczy się tu powoli, wręcz leniwie, przez co Tomaszów bardziej przypomina letniskowe miasteczko, niż dużą metropolię.
Raj rowerzystów
Nie znam statystyk, ale można odnieść wrażenie, że każdy mieszkaniec Tomaszowa posiada własny rower. Rowerzyści są wszędzie. I mają gdzie jeździć, bo zarówno w mieście, jak i poza nim roi się od ścieżek rowerowych. A jeśli ich nie ma i trzeba jechać chodnikiem – żaden pieszy rowerzysty za to nie zbluzga (co w Krakowie jest niestety na porządku dziennym).
Rowerzystom sprzyja także ukształtowanie terenu. Jest płasko, wszędzie można dojechać na jednym biegu. Wyposażony w przerzutki rower górski jest więc zbyteczny – do komfortowego pedałowania wystarczy składak lub holenderka.
Trzeba jedynie uważać na kierowców, bo ci są nie tylko mniej wyrozumiali od pieszych, ale także – zdają się nie znać przepisów. Raz zdarzyło mi się, że zostałam strąbiona za to, że… przejeżdżałam przez jezdnię przejazdem rowerowym. Z resztą, skoro już przy samochodach jesteśmy…
Kraina piratów drogowych i kierowców długodystansowych
Jedną z pierwszych rzeczy, jaką usłyszałam, po przyjeździe do Tomaszowa Mazowieckiego było: „uważaj, bo tutaj jeżdżą jak wariaci. Zwłaszcza młodzi kierowcy BMW”.
Na szczęście, poza wspomnianym strąbieniem przez samochód na przejeździe rowerowym, nie spotkała mnie żadna inna nieprzyjemność. Ale raz widziałam, jak młody kierowca BMW z zawrotną prędkością wyjeżdżał z parkingu pod sklepem, po drodze urządzając sobie slalom między pieszymi. A w lokalnej gazecie widziałam newsa o kierowcy, który dachował(!) w centrum miasta(!!!).
Inna sprawa, że (pomimo tego, iż dobrze jeździ się tu na rowerze), bez samochodu, jest się jak bez ręki. Czemu? Ponieważ dla mieszkańców Tomaszowa (przynajmniej tych, których miałam przyjemność poznać), wyprawa do oddalonego o 30 km Opoczna lub Piotrkowa Trybunalskiego, nie jest daleką podróżą. Normalne jest to, że ktoś mieszka w jednym mieście, w drugim pracuje, a do trzeciego jeździ w niedzielę na rodzinny obiad. A ponieważ drogi w okolicy są w świetnym stanie – pokonanie tych wielkich odległości nie zajmuje dużo czasu.
Pewnie niektórych z was takie podejście do podróżowania wcale nie dziwi, ale dla mnie, osoby przyzwyczajonej do stania w korkach w Krakowie lub na Zakopiance, niezwykłe jest to, że w godzinach szczytu przejazd z Piotrkowa do Tomaszowa zajmuje mniej czasu, niż mi dotarcie z pracy do domu o tej samej porze.
Co tu zobaczyć?
Być może myślicie sobie teraz „ceramiczne płytki i pustostany mnie nie interesują, rynek w moim mieście także jest niczego sobie, a slow-life mogę uprawiać na działce. Po co mam jechać do Tomaszowa Mazowieckiego?” Otóż miasto jest świetną bazą wypadową dla osób lubiących podróże rowerowe połączone ze zwiedzaniem. W samym Tomaszowie można zobaczyć muzeum, zabytkową kopalnię piasku Groty Nagórzyckie, rezerwat przyrody z Niebieskimi Źródłami, skansen i hodowlę żubrów.
Wyprawa dookoła Zalewu Sulejowskiego także jest świetnym pomysłem. W Inowłodzu czeka na nas najstarszy w Polsce ceglany kościół, ruiny zamku i nieco przykra w oglądaniu – synagoga przerobiona na sklep spożywczy. Warto też odetchnąć chwilę w Spale i obowiązkowo zrobić sobie zdjęcie przy pomniku żubra.
No to wio!
zdjęcie: Elżbieta Hoły
Miłośników historii II Wojny Światowej, na pewno ucieszy wizyta w pohitlerowskich bunkrach kolejowych*, w Jeleniu i Konewce (do zwiedzania pierwszego potrzebna jest własna latarka, drugi jest odrestaurowany i oświetlony).
Czy tu straszy?
Co ważne – do wszystkich wymienionych przeze mnie miejsc dojedziecie prawie zawsze płaskimi, głównie leśnymi ścieżkami rowerowymi. A gdybyście nie lubili pedałować, zawsze możecie wyskoczyć na kajak. Jedno lub kilkudniowe spływy rzeką Pilicą organizowane są w taki sposób, że płynie się z prądem, a potem, do stacji początkowej wraca busem (transport w cenie wypożyczenia kajaka), nie ma więc mowy o męczeniu się i wiosłowaniu pod prąd. A jeśli nie umiecie pływać, to spokojnie, nie ma się czego bać – wypadnięcie z kajaka jest prawie niemożliwe, a Pilica jest dość płytką rzeką – prędzej utkniecie na mieliźnie, niż pójdziecie na dno.
Nie wiem, czy wymieniona przeze mnie lista atrakcji jest duża, ale wystarczy na kilka dni pobytu w Tomaszowie, a może i więcej. Ja gościłam w mieście przez tydzień i nie udało mi się zobaczyć wszystkich wspomnianych rzeczy. Co wcale mnie nie martwi – mam powód, by odwiedzić Tomaszów jeszcze raz!
* Mieli rozmach, sk*rwysyny!
Sky is the limit!
Kiedy człowiek chce się wybrać na jakąś wycieczkę na Podhalu, zawsze, prędzej czy później, stanie mu na drodze jakaś góra. Owszem, góry wyglądają ślicznie i niektórzy lubią się na nie wspinać, ale są też trudną do pokonania przeszkodą. No i zasłaniają horyzont (a czasem nawet – jak w Zakopanem – zachody słońca). Podobny problem jest także w Krakowie, gdzie co prawda zamiast gór są pagórki, ale działają na tej samej zasadzie.
Jeśli komuś, tak jak mi, przez większość życia widok przysłaniały góry, a w Inowłodzu koło Tomaszowa Mazowieckiego wdrapie się na jedyną w okolicy „górę” i spojrzy na ciągnącą się aż po horyzont płaską ziemię, to poczuje się jak król świata. Ktoś kogo nie krępują żadne granice (zwłaszcza te związane z ukształtowaniem terenu) i może udać się absolutnie wszędzie. Gdzie go tylko nogi, koła roweru lub silnik samochodu poniesie. Nie wiem, czy kiedykolwiek poczuliście się w taki sposób, ale jest to naprawdę wspaniałe. Choćby dlatego warto zwiedzić Tomaszów Mazowiecki i okolice.
Ale płasko!
A na koniec – herb miasta. Napiszę na jego temat jedno: możecie być cool, ale nigdy nie będziecie tak cool jak niewiasta na niedźwiedziu w herbie Tomaszowa Mazowieckiego robiąca ¯\_(ツ)_/¯
Jakiś problem?
źródło: Wikipedia
PS. Jeszcze raz dziękuję Eli i Dominikowi za gościnę. Dzięki wam bawiłam się wspaniale!
Więcej zdjęć z Tomaszowa Mazowieckiego i okolic możesz zobaczyć w galerii!