Nigdy nie przepadałam za książkami motywacyjnymi. Ale ponieważ na wiosnę postanowiłam wziąć się za siebie, a Siła nawyku była akurat w promocji, stwierdziłam „a co mi tam” i kupiłam ebooka. Zaczęłam czytać i bardzo szybko doszłam do wniosku, że to było jedno z najlepiej wydanych 9,99 złotych w moim życiu.
To nie jest książka motywacyjna
Większość książek motywacyjnych, które czytałam do tej pory, było niczym puste kalorie. Dawały spory ładunek pozytywnej energii mówiąc: „jesteś wspaniała, wstawaj wcześnie, nie trać czasu na głupoty, miej wiarę w siebie, a szybko osiągniesz awans, sławę i bogactwo”, ale to zachęcało mnie do działania jedynie przez krótką chwilę. Zapał zawsze szybko mijał. Poza tym, znów troszkę jak w przypadku jedzenia słodyczy – dłuższe spożywanie tego typu książek, stawało się ciężkostrawne, męczące i po prostu nudne (ok, jedzenie słodyczy nigdy nie staje się nudne, ale mniejsza o to).
Siła nawyku podchodzi do motywowania czytelnika zupełnie inaczej. Nie ma w niej uniwersalnych porad, które można zastosować do wszystkiego i jednocześnie do niczego. Nie ma motywacyjnych mów o znajdywaniu w sobie energii do działania. I nie ma oczywistych oczywistości, takich jak wspomniane wczesne wstawanie i nie tracenie czasu na głupoty.
Oparte na faktach
Duhigg w swojej książce opowiada prawdziwe historie. Przedstawiając autentyczne losy ludzi, firm oraz ruchów społecznych pokazuje, jak działają nawyki. Bardzo często są to opowieści na tyle interesujące, że można później ich znajomością zabłysnąć w towarzystwie, przytaczając je jako ciekawostkę. Ja dla przykładu już kilkakrotnie zaimponowałam innym mówiąc, dlaczego pasta do zębów się pieni. Ale przed wami popisywać się nie będę – jeśli chcecie się dowiedzieć do czego służy piana w paście do zębów – zerknijcie do książki.
Dodatkowo Duhigg stosuje jeszcze jeden chwyt, zupełnie nie pasujący do książek motywacyjnych – cliffhangery. I tak przykładowo mamy opowieść o trenerze, który podrzędną drużynę baseballu doprowadza do pierwszej ligi. W pewnej chwili pojawia się stwierdzenie, że wszystko szło dobrze i nikt nie mógł przewidzieć tragedii, która nastąpiła później. Po czym Duhigg zaczyna pisać o kimś zupełnie innym, a do trenera baseballu wraca dopiero po kilku stronach. Tego typu, prosty zabieg powoduje, że książkę czyta się niczym dobry kryminał – nie można się od niej oderwać.
Nawykoholik
Siła nawyku nie jest poradnikiem, który zmieni wasze życie. Głównym celem Duhigga zdaje się być otwarcie czytelnikowi oczu, uświadomienie istnienia rzeczy, których nie dostrzegał, mimo iż miał je tuż przed nosem. Po przeczytaniu książki nie stałam się bardziej zmotywowana do działania. Zamiast tego spojrzałam na swoje życie nieco krytyczniej. I to miało większą wartość, niż zagrzewające do działania sentencje, których pełne były wcześniejsze poradniki, jakie przeczytałam.
Książka Duhigga uświadomiła mi, jak bardzo nawyki wpływają na nasze życie, wręcz kształtując naszą osobowość. Pokazał, że zły nawyk, niczym nałóg, może pogrążyć człowieka jak alkohol lub narkotyki. Ale jest nadzieja – jeśli się go dostrzeże i spróbuje zmienić, nie tylko pozbędziemy się jednego elementu, który nas niszczy, ale też ta pojedyncza zmiana zmodyfikuje inne, powiązane z nią nawyki. Co koniec końców doprowadzi do tego, że zmienimy się na lepsze.
Przy czym, to jest jedynie moje zdanie na ten temat. Siła nawyku jest napisana w taki sposób, że wydaje mi się, iż każdy czytelnik będzie mógł zinterpretować jej treść nieco inaczej.
Koniecznie sięgnijcie po tą książkę, jeśli chcecie się zmotywować do działania. I jeśli motywować się nie chcecie lub nie musicie. Albo jeśli szukacie ciekawej lektury na wakacje. Lub choćby po to, by dowiedzieć się, dlaczego ta przeklęta pasta do zębów się pieni. Każdy powód jest dobry. Bo to jest po prostu jedno z tych dzieł, które powinniście przeczytać.
Siłę nawyku możecie kupić między innymi w tych księgarniach:
źródło obrazka ilustrującego wpis: Psycholog Pisze