
Ogólnie Rzecz Ujmując:
HBO No
Porozmawiajmy o interfejsie HBO Go
przewidywany czas czytania: 8 minut
Netflix, Showmax, Amazon Prime, a może HBO Go? Autorzy artykułów porównujących ze sobą dostępne w Polsce filmowo-serialowe serwisy streamingowe, w swojej ocenie biorą pod uwagę głównie ich ofertę oraz cenę. Mało kto zwraca natomiast pod uwagę ergonomię interfejsu i funkcjonalność tych serwisów. Tymczasem w tym przypadku sprawa wygląda podobnie, jak z jedzeniem: nawet najwspanialszy posiłek, podany byle jak (lub co gorsza, na brudnym talerzu), nie będzie smakował dobrze.
W dzisiejszym Dyrdymale poznęcam się nad HBO Go. Bo choć serwis ten kusi zacną ofertą i niską ceną, jednocześnie zupełnie odstrasza mnie sposobem, w jaki funkcjonuje.
PS. W Dyrdymale będę odnosić się do Netflixa i Showmaxa, ale nie do Amazon Prime, bo z tego serwisu nie miałam jeszcze przyjemności korzystać.
Dawno, dawno temu
Na początek opowiem wam, jak z HBO Go korzystało mi się kiedyś. Jeśli jednak nie interesują was te wspominki, możecie od razu przeskoczyć dalej, czyli TUTAJ.
HBO Go było pierwszym serwisem streamingowym, z którego korzystałam. Miało to miejsce na długo przed pojawieniem się w Polsce Netflixa, a dostęp do HBO można było wtedy zyskać tylko za pośrednictwem operatora telewizji kablowej lub internetu.
Moje pierwsze wrażenie było bardzo pozytywne: „WOW, mam teraz legalny dostęp do olbrzymiej biblioteki filmów i seriali”. Potem jednak zaczęłam dostrzegać w HBO Go coraz więcej wad.
Przede wszystkim interfejs serwisu był bardzo toporny. Wyszukanie w nim konkretnego tytułu było drogą przez mękę, a odnalezienie świeżego odcinka jakiegoś serialu – w tym Gry o Tron – wymagało sporego nagimnastykowania się.
A skoro już przy Grze o Tron jesteśmy. HBO Go nie działało płynnie w godzinach szczytu. I na przykład obejrzenie nowego epizodu wspomnianego serialu wieczorem, w dniu premiery, było niemożliwe, ponieważ serwery HBO nie wyrabiały i na stronie co chwilę pojawiał się błąd połączenia.
Dodatkowo HBO Go działało w technologii SilverLight. Ten sposób wyświetlania treści nie jest już stosowany i pech chciał, że uśmiercono go akurat wtedy, kiedy miałam wykupiony abonament na HBO. SilverLight nie umarł jednak z dnia na dzień, wcześniej od dłuższego czasu mówiło się o tym, że technologia ta przestanie być wspierana. A mimo to HBO nie przygotowało nowej wersji strony, co w efekcie doprowadziło do tego, że serwis przestał działać na przeglądarkach internetowych (choć cały czas dało się go oglądać przy pomocy wbudowanej w telewizor aplikacji).
Problemem interfejsu HBO Go nigdy nie była jego estetyka, tylko ergonomia.
źródło grafiki: Android Headlines
Przy okazji HBO budzi we mnie złe wspomnienia nie do końca ze swojej winy, za sprawą dostawcy internetu, za pośrednictwem którego wykupiłam dostęp do serwisu (w tym miejscu pozdrawiam Netię). Otóż pani telemarketerka, która uruchomiła mi dostęp do HBO, zapewniła mnie, że będę mogła zrezygnować z tej usługi w każdej chwili. Kilka miesięcy później, kiedy chciałam się wypisać (nowy sezon Gry o Tron się skończył, a HBO Go przestało działać w przeglądarce internetowej), okazało się, że owszem, mogłam zrezygnować w każdej chwili, ale tylko przez pierwsze dwa tygodnie używania HBO. Po tym czasie musiałabym zerwać całą umowę z dostawcą internetu i przy okazji zapłacić dość dużą karę za anulowanie abonamentu przed jego wygaśnięciem. Co z kolei doprowadziło do tego, że przez następny rok płaciłam za dostęp do HBO (na szczęście nie była to duża kwota), choć wcale z niego nie korzystałam. Podkreślę, nie była to wina samego HBO, ale jednak – niesmak pozostał.
Od tamtych wydarzeń minęło kilka lat. A ponieważ ostatnio HBO Go postanowiło się otworzyć, dało ludziom możliwość wykupienia subskrypcji, bez pośrednictwa dostawców kablówek lub internetów, postanowiłam na nowo je wypróbować.
Jedynie szybki internet
Kiedy mieszka się w dużym mieście i ma dostęp do sieci za pośrednictwem światłowodu, często zapomina się o tym, że są miejsca w Polsce, gdzie surfowanie przypomina jazdę na grzbiecie leniwego ślimaka. Na szczęście serwisy takie jak Netflix lub Showmax wiedzą, że nic nie frustruje widza bardziej, niż zacinanie się obrazu i kółeczko buforowania, dlatego stosują super zaawansowane metody kompresji, które sprawiają, że nawet na wolnym łączu filmy odtwarzają się płynnie.
Mało tego – zarówno Netflix, jak i Showmax pozwalają na wcześniejsze pobranie materiału wideo, dzięki czemu można go później obejrzeć nawet bez dostępu do internetu.
Ale nie HBO Go.
Jeśli poczuliście dyskomfort podczas oglądania tego, zacinającego się filmiku, to lepiej nie korzystajcie z HBO Go przy słabym łączu internetowym!
Testowałam HBO w Zakopanem i to była chyba najbardziej frustrująca rzecz, jakiej w życiu doświadczyłam. Nie mam zielonego pojęcia od czego to zależało, ale przez jakieś pół godziny wideo ładowało się normalnie i całkiem nieźle, a potem zaczynało się zacinać do takiego stopnia, że oglądanie przestawało być zupełnie możliwe. Potem odkryłam, że można cały proces „przyśpieszyć”. Ot, co pół godziny, kiedy wideo zacznie się zacinać, trzeba zrestartować router. Czemu tak się dzieje? Nie wiem. Ale szczerze mówiąc – nie obchodzi mnie to. Skoro Netflix i Showmax potrafią zakodować swoje serwisy tak, by działały nawet przy wolnym łączu internetowym, to HBO Go też powinno tak zrobić!
Tylko dla ciebie
Dostęp do HBO Go (podobnie, jak w Showmax) możemy przypisać do kilku urządzeń. Konkurencja HBO rozumie jednak, że ich widzowie często dzielą się wykupionym dostępem do serwisu z innymi osobami. Dają więc możliwość stworzenia kilku profili użytkowników na jednej subskrypcji.
Ale nie HBO Go.
Możliwość tworzenia indywidualnych profili użytkownika przydaje się każdemu, nawet osobom, które z nikim nie dzielą się wykupionym dostępem do serwisu streamingowego.
źródło grafiki: Gizmodo
A to, w przypadku, kiedy dzieli się dostęp do serwisu z innymi osobami, jest dość sporym utrudnieniem. Dlaczego HBO nie daje takiej możliwości? Dobre pytanie! Ale znów: nie obchodzi mnie, czemu tak się dzieje – skoro konkurencja pozwala na tworzenie kilku profili użytkownika i jest to dobre rozwiązanie, to HBO również powinno je stosować.
Twój gust nie ma znaczenia
Netflix dwoi się i troi nad pisaniem algorytmów, które możliwie jak najtrafniej potrafiłyby rozpoznać preferencje widzów, by potem polecać im produkcje, które najbardziej przypadną im do gustu.
Ale nie HBO Go.
Jakiś czas temu Netflix zmienił sposób wyświetlania ocen filmów na bardziej indywidualny. Procenty pokazywane przy tytułach nie oznaczają już liczby użytkowników, którzy ocenili film dobrze, ale to, jak bardzo zdaniem algorytmu Netflixa, dana produkcja przypadnie nam do gustu.
źródło grafiki: rzut ekranu z Netflix
Owszem, można by w tym miejscu stwierdzić, że jest to godne pochwały, bo oznacza, iż HBO nas nie śledzi i poleca treści w sposób neutralny, czyli dokładnie taki sam każdemu.
Tyle, że algorytmy Netflixa naprawdę działają i często dzięki nim odkrywam produkcje, po które – gdyby nie zostały mi polecone – pewnie nigdy bym nie sięgnęła. Natomiast w przypadku HBO często tracę masę czasu na poszukiwanie czegoś wartego obejrzenia. I koniec końców niczego nie znajduję.
Tłumaczenie? Jak będzie, to będzie
Netflix oraz Showmax dbają o to, by nowy odcinek serialu, który udostępniają, od razu posiadał wersję z lektorem i napisami.
Ale nie HBO Go.
Najbardziej zabawne jest w tej kwestii to, że HBO wykazuje się dużą hmm… fantazją? Czasem do nowego odcinka serialu brakuje napisów, czasem lektora, a czasem – jednego i drugiego. O ile mi to nie przeszkadza, bo zawsze oglądam seriale w wersji oryginalnej (choć nie pogardzam napisami), tak dla innych odbiorców, brak polskiej wersji może być dużym utrudnieniem. Nie wspominając już o tym, że taki brak konsekwencji w dodawaniu tłumaczeń nie świadczy dobrze o tym, jak serwis jest zarządzany.
Przewiń sobie sam
Zarówno Netflix, jak i Showmax jakiś czas temu uruchomiły mechanizm „przewiń czołówkę”, który sprawia, że jednym jednym przyciskiem możemy pominąć napisy początkowe do serialu. Niby jest to kolejna drobnostka i głupota, ale znów – cieszy, bo ułatwia życie.
Kiedy Netflix uruchomił tą funkcję, wszyscy piszczeli z zachwytu. A Showmax bardzo szybko wprowadził na swojej stronie podobne rozwiązanie. HBO nie postąpiło podobnie, bo przecież wszyscy uwielbiają oglądać, trwające ponad minutę czołówki ich seriali. I nikt, absolutnie nikt, nigdy ich nie przewija!
źródło grafiki: The Next Web
Co więcej, Netflix jest na tyle mądry, że wie, kiedy oglądamy jeden odcinek serialu po drugim i w takim przypadku nie wyświetla nam (znajdującej się na początku odcinków wielu seriali) przypominajki „w poprzednim odcinku”.
A jak sprawy mają się na HBO Go? Jak się pewnie zdążyliście domyślić – w tym serwisie takich bajerów nie ma.
HBO w telewizorze? Niekoniecznie
Wróćmy do Zakopanego. Moi rodzice posiadają telewizor z opcją SmartTV, na którym aplikacja HBO Go teoretycznie powinna działać. W praktyce powtórzyła się jednak sytuacja sprzed kilku lat, z SilverLightem – HBO znów nie zdążyło zaktualizować swojego oprogramowania na czas. Czyli aplikacja HBO Go działa, ale osoby, które wykupiły subskrypcję bez pośredników, nie są w stanie się do niej zalogować.
W przypadku Netflixa i Showmaxa rodzice nigdy nie zgłaszali problemów z działaniem tych serwisów na telewizorze.
Gdzie jest John Oliver?
OK, teraz przejdę do kwestii, które choć są problematyczne dla mnie, to jednocześnie rozumiem, że nie muszą być takie dla innych.
Jestem dużą fanką Last Week Tonight. Program jest produkowany przez HBO i nadawany w Stanach Zjednoczonych, w niedzielę wieczór. Na zdrowy rozum powinien więc trafić na platformę streamingową w poniedziałek rano. Tymczasem w Polsce na nowy odcinek trzeba czekać aż do czwartku. Co jest o tyle frustrujące, bo po pierwsze show Johna Olivera jest trochę, jak ciepłe bułeczki – im świeższy, tym lepszy. A po drugie: główny temat odcinka już w poniedziałek można legalnie obejrzeć na YouTube.
Ciekawe, jak zareagowałby John Oliver, gdyby dowiedział się, że jego program pojawia się na polskim HBO z kilkudniowym opóźnieniem…
źródło obrazka: Last Week Tonight Twitter
Rozumiem, że ponieważ Last Week Tonight jest kręcony na żywo (albo prawie na żywo), to tłumacze mogą zabrać się za tworzenie przekładu dopiero po emisji każdego odcinka (inaczej, niż w przypadku zwykłych seriali, kiedy mogą zrobić to znacznie wcześniej) i potrzebują czasu na stworzenie polskiej wersji. Ale kurcze, skoro inne seriale są często publikowane w HBO Go bez tłumaczenia, to czemu z Last Week Tonight nie może być podobnie?
A jeżeli HBO boi się, że niektórzy widzowie mogliby być niezadowoleni z tego, iż udostępnia się im coś bez przekładu, to kurcze – dajcie w ustawieniach możliwość wyboru: „pokazuj/nie pokazuj materiały bez polskiego tłumaczenia”.
Tego pana nie obsługujemy
Pod pewnymi względami jestem technologicznym hipsterem i na przykład do surfowania po necie używam Vivaldiego, który w obecnej chwili jest prawdopodobnie najlepszą przeglądarką na rynku. Z tym, że mało kto wie o jej istnieniu. I raczej nie słyszeli o niej programiści HBO Go.
Ale o co chodzi? Otóż niektórych stron nie da się otworzyć na pewnych przeglądarkach. Mechanizm ten działa zazwyczaj tak: skrypt na stronie internetowej sprawdza, czy przeglądarka obsługuje jakąś technologię i jeśli tego nie robi (bo na przykład jest przestarzała), to strona się nie ładuje, a skrypt informuje internautę, by ten wymienił przeglądarkę na nowszą i lepszą.
Tak na marginesie: bez względu na to, czy korzystacie z HBO Go, wypróbujcie Vivaldiego – nie pożałujecie!
HBO Go używa podobnego mechanizmu, z tym, że działa on w inny, głupszy sposób. Skrypt na stronie HBO nie pyta przeglądarki „czy obsługujesz daną technologię”, tylko „jak masz na imię”. Efekt? Choć Vivaldi bez problemu poradziłby sobie z obsługą HBO Go, to HBO w Vivaldim się nie wyświetla, bo to Vivaldi, a nie Google Chrome, Firefox lub Opera. Żeby było śmieszniej, jeśli w Vivaldim zainstaluje się specjalną wtyczkę, która sprawia, że przeglądarka „przedstawia się” stronom internetowym jako Firefox, to problem znika i HBO Go zaczyna działać prawidłowo.
Nie chodzi tu tylko o to, że podczas używania HBO Go w Vivaldim muszę kombinować. Gorsze jest to, że takie głupie zakodowanie strony podważa moje zaufanie do HBO jako firmy ogólnie. Bo skoro ta jedna rzecz została na ich stronie rozwiązana w tak idiotyczny sposób, to jakie głupstwa kryją się w innych zakamarkach kodu strony? Czy moje dane osobowe oraz numer karty kredytowej są bezpieczne? Obawiam się, że mogą nie być.
I co dalej?
Subskrypcję HBO Go wykupiłam z dwóch powodów. By usługę ponownie przetestować i żeby obejrzeć nowy sezon Westworld. Wspomniany serial właśnie dobiegł końca, a interfejs HBO, choć poprawiony, cały czas mnie nie zachwyca.
Nieco ponad rok temu popełniłam Dyrdymała, w którym opisywałam sytuacje, w jakich nie mam zamiaru płacić za dostęp do dóbr kultury. Jednym z podanych przeze mnie przykładów było HBO Go. Jestem optymistką i kiedy w kwietniu na nowo zapisałam się do HBO miałam nadzieję, że serwis został poprawiony na tyle dobrze, iż będę go mogła z tamtego wpisu wykreślić. Niestety tak nie jest. I choć HBO Go nie jest najgorszą stroną internetową, jaką można znaleźć w sieci, to na tle konkurencji, pod względem budowy interfejsu oraz funkcjonalności, wypada bardzo blado.
Z tego powodu, póki co, cały czas zamiast HBO Go wolę krzyczeć, również po angielsku, HBO No.
Drogie HBO, za rok, przy okazji Gry o Tron dam wam kolejną szansę. Nie zmarnujcie jej i do tego czasu poprawcie interfejs!
źródło grafiki: HBO
źródło grafiki ilustrującej wpis: HBO