Ostatnio stałam się nieco monotematyczna i wszędzie, gdzie tylko się da, wspominam o Broadchurch. Serialem zachwycałam się tutaj, dwukrotnie na Dyrdymałach, a raz nawet na Popaminie. I choć wiem, że powoli robi się to irytujące – muszę poświęcić brytyjskiej produkcji jeszcze jeden wpis. We wszystkich wcześniejszych tekstach pisałam bowiem o serialu bardzo ogólnie, prawie nie wspominając na najważniejszej rzeczy, która sprawiła, że skradł on moje serce.
Tematem dzisiejszego Dyrdymała znowu, po raz ostatni, będzie Broadchurch. I będzie to wpis inny od pozostałych, bo skupię się w nim na parze głównych bohaterów, dla których przede wszystkim oglądałam serial – na Ellie Miller i Alecu Hardym.
UWAGA – w tekście pojawi się kilka (drobnych i ukrytych, ale jednak) spoilerów!
* W tytule i reszcie wpisu umyślnie popełniłam pewnego rodzaju błąd tłumaczeniowy. Pisząc „detektywi” chodziło mi bowiem o brytyjskich, policyjnych detektywów, bo takimi są Miller i Hardy (detektyw w polskim tego słowa znaczeniu, to po angielsku private investigator).
Zwyczajnie piękna i grumpy bestia
Tym, co sprawiło, że Ellie Miller zachwyciła mnie od pierwszej sceny, w której się pojawiła, był bez dwóch zdań wygląd grającej ją aktorki – Olivii Colman. Widzicie, Colman choć w żadnym wypadku nie jest brzydka, nie ma ani twarzy, ani figury typowej dla hollywoodzkiej piękności. Przypomina zwyczajną osobę, którą każdy z nas mógłby minąć na ulicy i ostatnie, o czym byśmy wtedy pomyśleli, to że Colman jest aktorką.
Czemu to takie ważne? Ponieważ Ellie Miller jest równie zwyczajną osobą. To nie jest super policjantka z wydziału zabójstw w Nowym Jorku, która każdego dnia, w idealnym makijażu, pięknie ułożonych włosach, seksownym żakiecie i butach na szpilkach, rozwiązuje sprawę nowego morderstwa, po drodze spokojnie popijając kawę ze Starbucksa. Miller jest policjantką z małego miasteczka, która na co dzień zmaga się z takimi „zbrodniami” jak rozboje i kradzieże. Kiedy więc w pierwszym sezonie Broadchurch przychodzi jej prowadzić sprawę morderstwa, ta nie dość, że ją przerasta, to na dodatek Miller podchodzi do niej bardzo emocjonalnie – zamordowany chłopiec był bowiem synem jej dobrych przyjaciół.
Ponieważ w świecie seriali zwyczajność jest czymś niezwyczajnym – postać Miller była dla mnie czymś nowym, przykuwającym uwagę. Policjantkę bardzo łatwo dało się polubić i utożsamiać z nią. A do tego wszystkiego Colman grała swoją bohaterkę w taki sposób, że odczuwało się do niej empatię i kiedy na przykład Miller płakała – mi także zbierało się na łzy.
Totalnym przeciwieństwem Miller był, grany przez Davida Tennanta, Alec Hardy. O ile inni mieszkańcy Broadchurch, podobnie jak Miller prezentowali się zwyczajne, tak Hardy był bardzo hollywoodzką postacią (i przy okazji bohaterem mahonicznym). Super wyszkolony, inteligentny i dociekliwy, opanowany i milczący, a także skrywający pewne mroczne sekrety. A poza tym bardzo grumpy (nie ma polskiego słowa, które dobrze oddawałoby znaczenie tego wyrazu) – co chwilę na coś narzekający i nieprzyjemny dla innych osób.
Teoretycznie Hardy powinien być postacią trudną do polubienia, wręcz irytującą. Stało się jednak zupełnie inaczej: kiedy policjant miał napady złości – wyglądał cool, kiedy marudził – było w tym coś uroczego, a kiedy zdarzało mu się być smutnym – chciało się go przytulić. Duża w tym zasługa Tennanta, który postaci Hardy’ego nie tylko nie przeszarżował, ale też włożył w jej granie dużo serca.
Tym, co sprawiło, że pokochałam Broadchurch tak bardzo, była nie tylko Miller i Hardy, ale przede wszystkim relacja między tymi bohaterami. Uwielbiałam Miller za to, jak znosiła narzekanie Hardy’ego i lubiłam Hardy’ego dzięki temu, w jaki sposób Miller przyjmowała jego gderliwe zachowanie. Dodatkowo Miller i Hardy byli nie tylko tymi, których perypetie najbardziej mnie interesowały, ale także osobami, których zachowania często mnie wzruszały i przy okazji postaciami, które dawały najwięcej – rozładowujących napięcie w serialu – powodów do śmiechu.
Prawdziwi detektywi nie bawią się w dedukcję
Na tle innych filmowo-serialowych policjantów, Miller i Hardy’ego wyróżniał także sposób prowadzenia śledztwa. Ponownie – niezwykłość pracy detektywów polegała na tym, że była ona bardzo prawdziwa.
Ani Miller, ani Hardy nie byli błyskotliwie-inteligentni jak Sherlock Holmes i nie rozwiązywali niczego przy pomocy dedukcji. Jak to określił sam Hardy, jego sposób prowadzenia śledztwa był bardzo metodyczny: na początku wszyscy byli podejrzani, jeśli udało się odnaleźć dowód świadczący o czyjejś niewinności – osoba ta była z listy podejrzanych skreślana i tak, metodą eliminacji, Hardy starał się dowiedzieć kto popełnił zbrodnię.
Równie ciekawie wyglądały przesłuchania, w których Miller i Hardy (a zwłaszcza Hardy) zapytywali podejrzanych prawie na śmierć – dopytywali się o szczegóły, często kilkukrotnie zadawali to samo pytanie. A wszystko po to, by sprawdzić, czy podejrzany nie plącze się w zeznaniach. Bo jeśli by się plątał – no cóż, to wskazywało na to, że powinien pozostać na liście podejrzanych.
Co ciekawe, choć Hardy był od Miller wyższy stopniem i posiadał większe doświadczenie w ściganiu przestępców, tylko w pierwszym sezonie Broadchurch był lepszym śledczym niż policjantka. W drugim i trzecim sezonie Miller nie tylko pokazała, że potrafi być równie dobra jak Hardy, ale nawet – przegoniła detektywa, bo to dzięki niej została rozwiązana większa ilość spraw. I po trzech sezonach Broadchurch końcowy wynik to 2:1 dla Miller!
Rozmowy bez romansowania
Ciężko jest napisać dobry dialog, sztuką jest napisać dobry dialog, który przy okazji będzie brzmiał naturalnie. Dialogi, jakie możemy usłyszeć w Broadchurch bardzo często są tymi z najwyższej półki – brzmią świetnie i jednocześnie podczas ich słuchania ani przez chwilę nie pomyślimy, że prawdziwi ludzie tak nie mówią.
Nie inaczej sprawa ma się z rozmowami pomiędzy Miller i Hardym. Choć często są to pogadanki na błahe tematy – nie można się oderwać od ich słuchania. I pomimo tego, że dyskusje detektywów nie wyglądają spektakularnie – wywołują większy dreszcz emocji, niż niejedna epicka przemowa z amerykańskich blockbusterów.
Świetnym przykładem pokazującym zarówno kunszt scenarzysty, jak i aktorów, są dwa dialogi z ostatniego odcinka pierwszego sezonu. Moment, w którym Miller dowiaduje się, kto jest mordercą (tak na marginesie: prawie cała reakcja Miller została nagrana w jednym ujęciu, co pokazuje, jak świetną aktorką jest Olivia Colman) i późniejsza rozmowa Hardy’ego z Miller w pokoju hotelowym tego pierwszego.
W każdym innym filmie lub serialu, w myśl zasady „kto się lubi, ten się czubi”, Miller i Hardy prędzej czy później zakochaliby się w sobie (zwłaszcza, że od drugiego sezonu, teoretycznie nic nie stało na przeszkodzie takiego romansu). Ale w Broadchurch zrezygnowano z tego schematu. I wiecie co? To była fantastyczna decyzja! Tym samym serial znów pokazał, że czasem najbardziej realne rozwiązania są tymi najlepszymi. W końcu w prawdziwym życiu też czasem przychodzi nam spotykać osoby, z którymi się zaprzyjaźniamy, które nawet stają się naszymi pokrewnymi duszami, ale z którymi nigdy, za żadne skarby, nie poszlibyśmy do łóżka (no chyba, że tak, jak zrobili to Miller i Hardy 🙂.
Przy okazji, w ramach ciekawostki muszę napisać, że w jednym z wywiadów (jak na złość, nie potrafię znaleźć linka do źródła, musicie mi uwierzyć na słowo, sorry!) Olivia Colman i David Tennant stwierdzili, że romans Miller z Hardym byłby niemożliwy, ponieważ oni nie potrafiliby zachować powagi podczas kręcenia romantycznych scen.
Serce i Rozum
Z każdym kolejnym sezonem Broadchurch coraz lepiej było widać jedną rzecz: dzięki temu, że Miller i Hardy byli od siebie tak różni – jako policjanci świetnie się uzupełniali. Ona podchodziła do wielu spraw emocjonalnie, okazywała ludziom współczucie, on był bardziej racjonalny i podejrzliwy wobec każdego. Dzięki temu czasem Miller udawało się wyciągnąć od świadka informacje, których oschły Hardy nigdy by nie usłyszał, a kiedy indziej to Hardy był bardziej skuteczny dzięki swojemu chłodnemu podejściu.
Trochę na wzór Doktora Who (bardziej Dwunastego, niż granego przez Tennanta – Dziesiątego) – Hardy przypominał nierozumiejącego ludzkich zachowań kosmitę, a Miller, niczym towarzyszka Doktora, była osobą która nie bała się przywołać Hardy’ego do porządku i upomnieć go, że powinien być milszy dla innych osób. Relacja ta działała także w drugą stronę i Hardy czasem porosił Miller o pomoc i poradę dotyczącą tego, jak rozwiązać pewne, typowo ludzkie problemy.
Ta trzecia
W drugim sezonie pojawiła się tylko na chwilę, w trzecim – stała się najciekawszym, drugoplanowym bohaterem serialu. Daisy – nastoletnia córka Hardy’ego.
I znów wątek, który w innych produkcjach mógł wypaść sztampowo, ckliwie lub po prostu źle – w Broadchurch prezentował się doskonale!
Z jednej strony oglądanie prywatnego życia Hardy’ego i tego, jak detektyw spisywał się w roli ojca było fascynujące, z drugiej – rozmowy Hardy’ego z córką wypadały równie dobrze, jak pogadanki detektywa z Miller. I znów, dialogi nie były dynamiczne i porywające, ale oglądanie tych rozmów było po prostu przyjemne, a ich spokojny rytm wręcz hipnotyzował.
Jedyną wadą trzeciego sezonu Broadchurch, która naprawdę mi doskwierała, było to, że twórcy serialu prawie w ogóle nie pokazali, jak układają się relacje Miller z jej dziećmi. To znaczy, było kilka scen, ale większość z nich sprowadzała się do tego, że Miller krzyczała na swojego starszego syna. Co jest w sumie trochę przykre, bo gdyby w tym przypadku Miller znów była przeciwieństwem Hardy’ego, mógłby z tego wyjść bardzo ciekawy wątek.
Talent, czy chemia między aktorami?
Bez dwóch zdań Olivia Colman i David Tennant są fantastycznymi aktorami. Pytanie brzmi, co sprawiło, że duet, jaki stworzyli w Broadchurch był taki wspaniały? Ile było w tym zasługi scenarzysty i reżysera, ile talentu aktorskiego, a ile chemii między Colman i Tennantem?
Odpowiedź na to pytanie wbrew pozorom nie jest trudna. Wszystko dzięki Gracepoint, czyli hollywoodzkiej wersji Broadchurch. Amerykanie starali się bowiem zrobić podróbkę doskonałą – zatrudnili tego samego producenta i reżysera, scenariusz skopiowali niemal jeden do jednego i jakby tego wszystkiego było mało – w roli Gracepointowego odpowiednika Hardy’ego obsadzili Tennanta. Jednak pomimo tych wszystkich starań – serial okazał się totalną klapą i został anulowany po jednym sezonie.
Gracepoint nie dało rady między innymi dlatego, bo w obsadzie zabrakło Olivii Colman, a pomiędzy Tennantem i grającą amerykańską Miller Anną Gunn nie było ani grama chemii. Dodatkowo Colman postawiła aktorską poprzeczkę tak wysoko, że Gunn nie była w stanie jej przeskoczyć. A sam Tennant grał w Gracepoint bez przekonania, na pół gwizdka.
No więc czy Broadchurchowy duet Miller-Hardy udał się dzięki talentowi Colman i Tennanta, czy też za sprawą chemii między aktorami? Moim zdaniem zadziałało i jedno, i drugie. Nie bez znaczenia było także to, że zarówno Colman, Tennant, jak i pozostali aktorzy oraz twórcy Broadchurch ewidentnie włożyli w powstanie serialu dużo serca. Ale jednocześnie – pomimo powagi tematu – nikt z nich nigdy nie traktował większości bohaterów serialu śmiertelnie poważnie. I to naprawdę czuło się podczas oglądania!
Nie chcę i chcę więcej!
Broadchurch dobiegło końca, a Miller i Hardy’ego, jak na ten serial przystało – czekało bardzo przyziemne zakończenie. Żadne z nich nie spadło z klifu, detektywi nie odeszli też w stronę zachodzącego słońca (ani nawet nie pocałowali się na jego tle!). Ot, para bohaterów rozeszła się do swoich domów, żegnając słowami „do zobaczenia jutro”. Tak, jak w prawdziwym świecie, gdzie nic nigdy nie kończy się definitywnym, wielkim finałem i życie po prostu toczy się dalej.
Czy chciałabym, by Miller i Hardy kiedyś rozwiązali nową sprawę? Jednocześnie tak i nie. To jest jedna z tych wywołujących konsternację sytuacji, w których obydwa rozwiązania się zarówno satysfakcjonujące, jak i niezadowalające. Ale właśnie takie są dobre zakończenia – pozostawiające uczucie niedosytu.
Bez dwóch zdań będzie mi natomiast brakowało tej perfekcyjnie niedobranej pary detektywów. I na pewno będę trzymała kciuki za coś innego. Za to, by Olivia Colman i David Tennant jeszcze kiedyś zagrali w czymś razem. Bo nawet jeśli nie będą się wcielać w Miller i Hardy’ego z Broadchurch wierzę, że będą w stanie w innym filmie lub serialu stworzyć równie fantastyczny duet!
źródło zdjęcia ilustrującego wpis: kard z Broadchurch (sezon 3, odcinek 5)