
Bajkowe Animki, Filmy Przeróżne, Prosto z Kina, Szybki Wpis:
Ocean w nas śpi…
Moana / Vaiana: Skarb oceanu
przewidywany czas czytania: 2 minuty
Kilka lat temu Disney zrobił mi wielką krzywdę Meridą Waleczną, która na zwiastunach była zupełnie innym, lepszym filmem niż to, co można było zobaczyć w kinie. Trauma pozostała mi do tej pory i za każdym razem, kiedy widzę fajnie wyglądający trailer nowej animacji Disneya, zamiast się z niego cieszyć, nerwowo powtarzam w duchu: „tylko tego nie spieprzcie, tylko tego nie spieprzcie…”
Ostatnio złe wspomnienia powróciły przy zwiastunie Vaiany / Moany (to strasznie głupie, że z powodów prawno-autorskich główna bohaterka w różnych miejscach na świecie nosi inne imię). Okazało się, że film znowu nie był tak dobry, jak na trailerach. Był o niebo lepszy!
Fabuła jest wspaniała, a bohaterów po prostu się uwielbia. Żarty bawią, natomiast morał daje do myślenia i przy okazji jest bardzo uniwersalny. Do tego wszystkiego całość jak zawsze pięknie wygląda i jest okraszona genialną muzyką. Na plus działa także to, że film wszedł do kin właśnie teraz, w trakcie jesiennej pluchy, dzięki czemu widok słonecznych, tropikalnych wysp nie dość, że podnosi na duchu, to na dodatek ogrzewa.
W efekcie wyszłam z kina zachwycona. Ostatnim razem czułam się podobnie chyba po seansie Odlotu.
Gdybym miała się czegoś czepiać, byłoby to czepianie się na poziomie Hejter level Grumpy Cat. I w takim przypadku napisałabym, że nie podobały mi się dwie rzeczy. Po pierwsze zupełnie nie wykorzystano potencjału, jaki siedział w śwince (lub prosiaku, ciężko stwierdzić). Szkoda, bo zwierzak bo byłby doskonałym towarzyszem Vaiany. A po drugie, chyba ważniejsze: w bajce było stanowczo za dużo scen wywołujących u mnie epickie wzruszenia. Naprawdę ciężko obserwować, co dzieje się na ekranie, kiedy trzeba co chwilę ocierać łzy. Zwłaszcza, gdy film ogląda się w okularach 3D. W cenie biletu powinny być chusteczki!
Ale ponieważ nie jestem hejterem, jeszcze raz stwierdzę, że Vaiana była wspaniała! A teraz wybaczcie, ale korzystając ze stanu euforii w jakim jestem, idę dalej żeglować po oceanie radości!
Wiem, że głupio jest tytułować recenzję bajki Disneya fragmentem piosenki Jacka Kaczmarskiego o Bobie Dylanie, ale ten wers kołatał mi się w głowie podczas niemal całego filmu. I pasuje do niego (tylko ten wers, reszta utworu już nie!) idealnie.
źródło zdjęcia ilustrującego wpis: ComingSoon.net