Dyrdymały Filmowo-Serialowe

Dyrdymały Filmowo-Serialowe

oraz inne związane z tym głupoty

Filmy Przeróżne, Prosto z Kina, Wpisy Archiwalne - Blogspot:

Wspaniały film, którego nie było

Argo

Naj­lep­sze histo­rie pisze samo życie. To praw­da, ale jest w tym jeden haczyk. Mia­no­wi­cie takie histo­rie trze­ba umieć ponow­nie opo­wie­dzieć w taki spo­sób, by oso­ba, któ­ra już wie, jak wszyst­ko się skoń­czy, dalej była zain­te­re­so­wa­na tym, co mamy jej do powie­dze­nia. I wsłu­chi­wa­ła się w naszą opo­wieść z nie­słab­ną­cym zacie­ka­wie­niem, do ostat­niej chwili.

Nie­opatrz­ne zer­k­nię­cie na opis fil­mu Argo spra­wi­ło, iż wie­dzia­łam, że histo­ria w nim opo­wie­dzia­na skoń­czy się hap­py endem. Jed­nak­że, pomi­mo zna­jo­mo­ści spo­ile­rów – daw­no już nie oglą­da­łam cze­goś, co trzy­ma­ło­by mnie w aż takim napię­ciu, nie­mal do ostat­niej minuty.

Retro w każdym calu

Gdy­by ktoś dał mi Argo na kase­cie VHS i gdy­by nie gra­li w nim akto­rzy, któ­rych koja­rzę z innych, współ­cze­snych pro­duk­cji, nie­mal na pew­no myśla­ła­bym, że jest to zapo­mnia­ne dzie­ło sprzed jakiś dwu­dzie­stu, trzy­dzie­stu lat. Wpły­wa na to głów­nie obraz fil­mu – jego spe­cy­ficz­na kolo­ry­sty­ka oraz lek­ka chro­po­wa­tość. Poza tym, wyda­je mi się, że na takie „posta­rze­nie” wpływ miał tak­że ruch kame­ry oraz cię­cia montażowe.

Retro kli­mat two­rzy­ła tak­że sce­no­gra­fia, ubiór boha­te­rów oraz ich fry­zu­ry. I choć nie wiem z autop­sji, jak wyglą­da­ły ame­ry­kań­skie realia na prze­ło­mie lat sie­dem­dzie­sią­tych i osiem­dzie­sią­tych, to w Argo wszyst­ko wyda­wa­ło się być praw­dzi­we – nie było ani zbyt­nio prze­ry­so­wa­ne, ani wykre­owa­ne na coś hip­ster­sko-faj­ne­go. Po pro­stu zda­wa­ło się być codzien­ne i zwy­czaj­ne. I przez to wła­śnie rzeczywiste.

Zwyczajni bohaterowie

Kolej­nym, zachwy­ca­ją­cym ele­men­tem Argo, była pew­ne­go rodza­ju zwy­czaj­ność fabu­ły. To nie był film o tym, jak rząd­ni wła­dzy nad świa­tem irań­scy rewo­lu­cjo­ni­ści zaata­ko­wa­li ame­ry­kań­ską amba­sa­dę, w któ­rej prze­by­wał Jack Bau­er, Bru­ce Wil­lis i James Bond (któ­ry aku­rat wpadł do swo­ich kole­gów z USA w odwie­dzi­ny). Nie, boha­te­ro­wie Argo byli rów­nie zwy­kli, jak pra­cow­ni­cy pocz­ty lub biblio­te­ki (aż ciar­ki mnie prze­szły, kie­dy zaczę­łam się zasta­na­wiać, jak ja bym się czu­ła, gdy­by moje miej­sce pra­cy sztur­mo­wał tłum roz­wście­czo­nych czy­tel­ni­ków). Napi­szę wręcz, że posta­ci były tak zwy­kłe, że momen­ta­mi aż nud­ne. Ale o dzi­wo, to w żaden spo­sób nie psu­ło fil­mu, wręcz prze­ciw­nie, nada­wa­ło całe­mu prze­ka­zo­wi jesz­cze moc­niej­szy wydźwięk.

Zupeł­nie zwy­czaj­na była też postać gra­na przez Bena Afflec­ka. Koleś nie był super spe­cem, nie wygła­szał pory­wa­ją­cych prze­mó­wień, nie bie­gał z bro­nią w ręku, nie wysa­dzał nicze­go w powie­trze, nie poru­szał się w zwol­nio­nym tem­pie, a jego poja­wie­niu się na ekra­nie nie towa­rzy­szył wpa­da­ją­cy w ucho sound­track. Nawet nie pamię­tam jego imie­nia. Ale to wszyst­ko znów nie jest minu­sem, ale kolej­nym atu­tem. Czymś, co jesz­cze bar­dziej zwięk­szy­ło realizm filmu.

Całkiem serio

Po obej­rze­niu zwia­stu­na, byłam świę­cie prze­ko­na­na, że Argo będzie lek­ką kome­dią. Ale nic z tych rze­czy! Nie wiem, czy ist­nie­je taki gatu­nek fil­mo­wy, jak trzy­ma­ją­cy w napię­ciu dra­mat oby­cza­jo­wy, ale wła­śnie czymś takim jest ta pro­duk­cja. Jed­nak reży­ser (czy­li znów Ben Affleck), posta­rał się, by widz nie zmę­czył się z powo­du nad­mia­ru powa­gi. Co waż­ne, roz­ła­do­wu­ją­ce napię­cie ele­men­ty humo­ry­stycz­ne, są to albo inte­li­gent­ny­mi żar­ta­mi sytu­acyj­ny­mi, albo rze­cza­mi, któ­re choć brzmią śmiesz­nie i absur­dal­nie, tak napraw­dę były bar­dzo ponu­re (jak pomysł, by dyplo­ma­tów ewa­ku­ować z Ira­nu na rowerach).

Przy oka­zji muszę napi­sać, że naj­we­sel­szy wyda­wał mi się wątek hol­ly­wo­odz­ki, któ­ry bar­dzo sko­ja­rzył mi się z fil­mem Fak­ty i akty (Wag the Dog), czy­li pro­duk­cją, któ­rą bar­dzo sobie cenię.


Rów­nie świet­nie pre­zen­tu­ją się w Argo sce­ny w Ira­nie. Zwłasz­cza finał, któ­ry trzy­mał w napię­ciu mimo, iż wie­dzia­łam, że wszyst­ko skoń­czy się dobrze.

Hap­py end to jed­nak nie wszyst­ko – Argo nio­sło ze sobą tak­że głęb­sze, pozy­tyw­ne prze­sła­nie. Nie cho­dzi­ło bowiem o to, by poka­zać prze­kręt, jaki trzy­dzie­ści lat temu zro­bi­ło CIA. Jak dla mnie film mówił przede wszyst­kim o tym, że wbrew temu, co wma­wia nam Hol­ly­wo­od, naj­bar­dziej walecz­nych czy­nów nie doko­nu­je się przy pomo­cy kara­bi­nów i mate­ria­łów wybu­cho­wych. A praw­dzi­wi boha­te­ro­wie, to nie oso­by o apa­ry­cji Ram­bo, ale zwy­kli, sza­rzy ludzie, któ­rych nazwi­ska bar­dzo czę­sto są pomi­ja­ne na kar­tach historii.

Nie bądź pirat - kliknij tutaj i sprawdź, gdzie tą produkcję możesz obejrzeć legalnie

Wpis pocho­dzi z poprzed­niej odsło­ny bloga.

Został zre­da­go­wa­ny i nie­znacz­nie zmodyfikowany.

Ory­gi­nal­ny tekst możesz zoba­czyć w ser­wi­sie Blog​spot​.com.

źró­dło zdję­cia ilu­stru­ją­ce­go wpis: JoBlo Posters